Plannerka na konferencji

with Brak komentarzy

Tego artykułu nie planowałam, ale wszystko było dla mnie tak cennym i, pełnym obaw, ale tak radosnym, mocnym przeżyciem, że muszę się tym podzielić.

Kiedy dziś rano siadłam przy biurku – stała na nim wczorajsza kawa i zaparzacz,
tak; jak je porzuciłam. Dobę temu, rano, myślałam tylko o jednym.

 

PlannerkaWczoraj, po raz pierwszy jako Plannerka
mówiłam do ludzi.

Na żywo, w sali konferencyjnej.

Wystąpiłam w piątej edycji konferencji “Strefa Zmian”.

 

Ostatnio mówiłam do tak dużej, patrzącej na mnie grupy na obronie pracy magisterskiej.

A potem były lata pracy w domu, we własnej firmie, potem lata macierzyńskie.
I gdzieś ta moja odwaga dwudziestoletnia się chyba zapajęczynowała.

 

I mogłabym tłumaczyć, że znam swoją wypowiedź, że jestem perfekcyjnie przygotowana,
że w tym, o czym opowiadam – siedzę po prostu całą sobą,
wiem, o czym mówię, czuję to przez skórę,
fascynuję się tym od lat i mogę o tym mówić i mówić;
że w przemówienie włożyłam bardzo dużo pracy
i nad slajdami spędziłam wiele godzin,
wszystko było dopięte na czas i na ostatni guzik,
a jednak – czułam ogromną tremę.

 

I chyba przed nikim tego nie ukrywałam – choć może to nieprofesjonalne!

 

Jeśli zastanawiasz się, jak wszystko przebiegło – spieszę z raportem:
nie zająknęłam się, nie zapomniałam, szłam płynnie przez wszystko,
zaakcentowałam to, co było dla mnie ważne,
podzieliłam się wszystkim, czym bardzo się chciałam podzielić.

 

Wcięło mi tylko ostatnie zdanie dosłownie, więc zaraz je przemycę.

 

Nie nastąpiła sytuacja, której bałam się najbardziej, a która przydarzyła mi się na jakiejś imprezie firmowej, gdzie w konkursie wizytówkowym zgarnęłam nagrodę.
Na scenę wywołał mnie Olaf Lubaszenko, zachęcił do wypowiedzi: „Gratulujemy pani Agnieszce, może pani Agnieszka powie o sobie parę słów?!” i zbliżył do mojej twarzy mikrofon.

A ja otworzyłam usta, i jak w koszmarach – nie wydobyłam z siebie, choć chciałam, ani jednego dźwięku!!

Olaf mi podziękował i wróciłam z przeklętą nagrodą na dół.

 

Wczoraj pewnie było widać tremę i chyba zapomniałam o nieprzerwanym uśmiechu.

 

Ale publiczność patrzyła na mnie; osoby, których wzrok napotykałam – ewidentnie dodawały otuchy uśmiechem; te, które podeszły po wykładzie i później, w przerwie – dały feedback, który uskrzydla.

 

Prawie dokładnie rok temu również zebrałam się na odwagę i zdecydowałam się na dwa, zupełnie nowe dla mnie przeżycia:

  • wzięłam udział w sesji zdjęciowej marki of HABIT, a także –
  • zrobiłam pierwszego live’a!

 

To, że tak dużo się uczę, robię rzeczy wymagające odwagi, zupełnie świeże i tak bardzo mnie fascynujące, wymarzone – zawdzięczam temu, że przed dwoma laty zdecydowałam, że oprócz bieżączki zarobkowej wyznaczam sobie choćby pół godziny, godzinę dziennie – na realizowanie marzenia.
I że się tego trzymałam, tych moich planów.

 

(I, uwaga, to zdanie połknęłam, i niech teraz wybrzmi dla wszystkich i każdego z osobna:)

 

I tej mocy, poczucia sprawczości,
rozplanowania marzeń,
dążenia do nich
i sukcesów w tych dążeniach
BARDZO gorąco Tobie życzę,
i trzymam kciuki za Twoje Plany!!!

 

Także wiosna, dawaj!!!!

Zawsze inspirujesz, świeża, szalona popychasz do działania, ihhhhhaaaaaaaaaa!

 

Dziękuję, że czytasz do ostatniej linii;
dziękuję Jadwidze Korzeniewskiej za zaufanie i za zaproszenie do udziału w konferencji “Strefa Zmian”,
dziękuję Publiczności za to skupienie,
dziękuję Alicja Rudnicka za chwilę rozmowy po i załatwienie recenzji na gorąco,
dziękuję Joasi, Edycie, Kasi i Oldze za słuchanie historii, którą znają na pamięć,
dziękuję Oldze za słuchanie jej o jeden raz więcej, i kopy w tyłek na dodanie do prezentacji suspensów,
Kamilowi Koziełowi i CallPage za webinar, który wysłuchałam w idelnym momencie,
Tatuum za stworzenie kolekcji i bluzki w idealnie Plannerkowym niebieskim odcieniu,
Anecie Ryfczyńskiej za zwrócenie uwagi na Tatuum,
Latającej Szkole za bodziec i wsparcie w rozwoju Plannerki,
wszystkim, których męczyłam zwierzeniami, jak mocno się boję, a oni potem pamiętali i pytali „no jak było?!”
Rodzicom za wsparcie i Mamie za stan przedzawałowy (oczywiście: stres matki = stres dziecka do potęgi entej)
Mężowi twardemu zawsze niczym opoka, który chyba pierwszy raz w życiu się naprawdę przejął
i Dzieciom, które Mamie gramolącej się z samochodu krzyczały: „Mama, pamiętaj, bądź na luzu”!!!

 

Dobra,
koniec,
jadę się resetować!